Kazimierz nad Wisłą wraca do życia…

Ogólna, Pamiętniki EK, Podróże |

Kazimierz nad Wisłą wraca do życia…🤣

Moi drodzy –  ponieważ wciąż nie mogę wrócić na moje kochane Roztocze, robię sobie różne małe wycieczki w tutejsze okolice. Oczywiście jeżdżąc tu i tam,  zawsze pamiętam o moim ulubionym Kazimierzu nad Wisłą. Z Uniszowic –  gdzie teraz zamieszkałam – mam zaledwie 40 km. Pomyślałam, że wielu z Was tęskni za tym miejscem, wiele z Was z tego co wiem, wybiera się tu po raz pierwszy, a niektórzy  są po prostu ciekawi jak tu jest ….Więc dla  wszystkich zainteresowanych w Polsce i dla całej Polonii na świecie –  śledzących mojego bloga, opowiem moimi zdjęciami jak wygląda dzisiaj to malownicze miasteczko .

Kazimierz w marcu…

Zanim jednak zacznę wstawiać aktualne zdjęcia, mam jeszcze względem Was zaległości z ostatniego mojego pobytu. Byłam tam pod koniec marca, kiedy ludzi paraliżował strach przed epidemią i wszystkie miasteczka świeciły ogromnymi pustkami. Przyroda też nie czarowała wtedy urodą, bo to jeszcze nie był jej czas, jeszcze się nie obudziła po zimowym śnie, a i tak niektóre widoki zachwycały :

 

Tuż pod Kazimierzem stoi klimatyczna chata z XVII wieku, zawsze tu wpadam jak jestem w tej okolicy. Już jestem ciekawa, jak wygląda teraz w wiosennej oprawie ?

 

Oczywiście za każdym razem kiedy wyjeżdżam z Kazimierza muszę chociaż na chwilę wejść na wiślane bulwary. Staram się to robić tuż przed zachodem słońca, bo mam wtedy pewne , że będę obserwatorem pięknego spektaklu! Muszę przyznać, że będąc w Kazimierzu naprawdę sporo razy, nigdy nie trafiłam na “brzydką” pogodę. Błękitne niebo nad miastem zawsze mi towarzyszy podobnie jak magiczne zachody słońca nad Wisłą:

Tak było w marcu…Parę dni temu wpadłam znowu do Kazimierza. Byłam bardzo ciekawa, jak dzisiaj prezentuje się to miasteczko po prawie dwóch miesiącach epidemii.  I mam dla was kochani dobrą wiadomość: Kazimierz wraca do życia. Ludzi dosyć sporo, chociaż mniej niż zawsze o tej porze. Jeżdżą autobusy i kolorowe dorożki. Knajpki jeszcze zamknięte oprócz Pizzerii na rynku , która oprócz dobrej pizzy “wydawała” również lody,  przez duże plastikowe okno. Gdzieniegdzie kawa na wynos i kebaby, więc z głodu i z pragnienia już nie zginiemy. Można byłoby na chwilę zapomnieć, że  wirus jeszcze nie odpuścił, gdyby nie maseczki i radiowóz policyjny na rynku, pilnujący przestrzegania zasad .

Musze przyznać, że kiedy jadłam ze smakiem pizze, która – do dzisiaj nie wiem –  czy była taka pyszna, czy radość tego że można w końcu coś normalnie zamówić, wydawała mi się najlepszą jaką jadłam. Kiedy tak przysiadłam z tym “królewskim daniem”… wytwornie  na pobliskim murku, zobaczyłam w oddali dwa urocze roześmiane psiaki. Swoją wesołością wprowadzały tak radosny nastrój , że postanowiłam im zrobić małą sesyjkę. Zobaczcie zresztą sami, czyż nie łapią za serce :

Kiedy skończyłam swoją ucztę i pooglądałam życie w nowej rzeczywistości – ruszyłam na górę Trzech Krzyży. Jak cudownie było piąć się się w górę widząc po drodze budzącą się wiosnę.

A na górze, niemal jak za dawnych czasów…życie beztrosko toczyło się jak gdyby nigdy nic…normalnie ! Słychać było wesoły gwar dzieci , nawet jakiś mały dron się zakradł i podglądał co się dzieje…A dzieje się coraz lepiej, powoli wraca Kazimierz do normalności i my powoli też…

Tradycyjnie wracając zahaczyłam o wiślane bulwary…Tu też niespodzianka ! Ostatnim razem byłam tu sama, a tym razem, parking pełny samochodów i trochę spacerowiczów…nawet motorówka przemknęła po rzece…No i jak zwykle niezwykły zachód słońca…Jeśli pytacie czy warto już jechać do Kazimierza, zdecydujcie sami oglądając moje zdjęcia…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *